Pomóżmy Adriankowi! Przyjdź na imprezę „Wielkanoc po polsku”
Foto siepomaga.pl

Pomóżmy Adriankowi! Przyjdź na imprezę „Wielkanoc po polsku”

W najbliższą niedzielę t.j.: 29go marca, na imprezie wielkanocnej „Wielkanoc po polsku” organizowanej przez Polish Community Centre Cooltura, odbędzie się loteria fantowa, z której przychody w całości zostaną przekazane na leczenie Adrianka – polskiego chłopca chorego na raka mózgu (więcej o Adrianku przedstawiamy poniżej). Losy można będzie nabyć za cenę minimalną £1, jeśli ktoś jest w stanie, to może zapłacić więcej. Główną nagrodą jest darmowa sesja treningu na siłowni z osobistym trenerem oraz wskazówki żywieniowe, drugą nagrodą jest wizyta u domowej fryzjerki (do wyboru pasemka, balayage, farbowanie, ombre, strzyżenie i czesanie gratis), trzecią nagrodą jest zestaw do pielegnacji włosów. Dodatkową nagrodą jest kupon na zabieg kosmetyczny u Pani Anety. Pomysłodawcą tej inicjatywy jest Pani Joanna Kim.

Pomóżmy wygrać życie maluchowi. Zapraszamy wszystkich do udziału w loterii.

Wielkanoc po polsku Belfast
Wielkanoc po polsku – 29/03/2015 Belfast

Guz mózgu chce mi odebrać dziecko na zawsze

 

Boże, jeśli istniejesz      
wysłuchaj moich myśli…

Ty – mój 4-letni WOJOWNIK.
Ja – Twoja mama.
Ty, pytasz mnie, czy inne dzieci też mają takie rurki, kabelki, plasterki, tuby albo czy piją szpitalne oranżadki. Ja, zastanawiam się nad mocą składników, rozumiem Twój strach przed kąpielą, przebraniem koszulki, kiedy to zamiast bawić się w „ręce do góry”- my przytrzymujemy „centralę” i „rurkę z nosa”, by przypadkiem nic się nie wyrwało. Ty, oczekujesz w napięciu na słowo, które padnie po odebraniu telefonu, gdzie słysząc „hello”, już wiesz, że to oznacza wizytę pielęgniarki i Ciebie schowanego pod możliwie największą ilością kołder. Ja z kolei wiem, że na czas jej obecności uczucia odkładam do szafy, by za chwilę nie płakać na widok Ciebie wystraszonego, wyrywającego się, krzyczącego. Kiedy jedyną metodą pobrania krwi czy podania zastrzyku jest trzymanie Cie siłą, za ręce i nogi…

Po raz kolejny słyszę w szlochu pełen wyrzutów głosik… Mamo, dlaczego mi to zrobiłaś? Szybki wskok na moje kolana, ręce owinięte na Tobie są chwilowo jak azyl, puszczają nerwy, uczucia wracają wraz z łzami i pytaniem bez odpowiedzi – ile jeszcze?

Guz mózgu chce mi odebrać dziecko na zawsze
„Guz mózgu chce mi odebrać dziecko na zawsze” – Siepomaga.pl

Przez miesiąc lekarze próbowali uśpić naszą czujność. Zaczęło się w jesienią 2014 roku. Błędne diagnozy i odsyłanie do domu. Zmienialiśmy lekarza i słyszeliśmy to samo. Podejrzewano wiele niegroźnych chorób, drobnostek w porównaniu z tym, na co naprawdę choruje Adrian. Najpierw dostał antybiotyk na anginę, potem stwierdzono, że ma zapalenie uszu, na co dostał krople. Gdy Adrian wymiotował przez 3 tygodnie, lekarz stwierdził, że symuluje, próbując zwrócić w ten sposób na siebie uwagę. Dalej był paracetamol na rzekome zapalenie gardła i jakaś maść, której mieliśmy poszukać na własną rękę na grzybicę uszu. Oczywiście koniec końców Adrian nie miał żadnej z tych chorób…
Diagnozę postawiono nam dopiero wtedy, kiedy Adriankowe objawy wirusów i zapaleń zamieniły się w powolny zanik czucia w nogach, atak padaczki, chwilowy zanik widzenia, chodzenie „od ściany do ściany”. Zaparłam się i powiedziałam że nigdzie się nie ruszymy, dopóki ktoś nam nie pomoże. Dostaliśmy skierowanie na tomografię, po kilku minutach zdjęcie główki, osobną salę w szpitalu i wieści, które w jednej sekundzie wyrwały mi serce – guz mózgu AT/RT. Jest to agresywny, złośliwy nowotwór wieku dziecięcego. Atakuje bardzo szybko, śmiertelny… przeżywa zaledwie kilkanaście procent dzieci, które zaczynają z nim walkę. Tego samego dnia Adrian przeszedł zabieg ratujący mu życie – odblokowany został przepływ płynu rdzeniowo-mózgowego. Po dwóch dniach kolejny zabieg – wycięcie potwora, ale ze względu na niebezpieczne położenie usunięcie guza w całości nie było możliwe, część niestety musiała zostać…

 

Pochodzimy z Białegostoku, ale w momencie zachorowania byliśmy w Londynie. Dlatego leczenie Adik zaczął właśnie tam, w Great Ormond Street Hospital. Tam dostał 6 cykli chemioterapii, potem jeszcze dwa dodatkowe. Tam przeżywaliśmy najgorsze chwile. Guz się wchłonął, jednak złośliwe komórki mogły się rozejść po całym organizmie, dlatego po kilku miesiącach leczenia przyszedł czas na kolejny etap – radioterapię. Standardowa radioterapia w tym wieku jest dla Adriana śmiertelna! Może uszkodzić zdrowe tkanki i spowodować mnóstwo powikłań: utratę słuchu, uszkodzenie mózgu, ubytki neurologiczne, niepłodność, pogorszenie lub utratę wzroku. W Londynie i w Polsce proponowana jest tylko standardowa radioterapia. Jednak w tej tragedii jest dla mojego synka nadzieja – otrzymaliśmy informację ze szpitala Proton Therapy Center Czech, że mają terapię protonową odpowiednią dla Adrianka, ale niestety jej koszt to ponad 350.000 zł.

Terapia protonowa ogranicza wszelkie ryzyka do minimum. Jest to bardzo precyzyjna metoda radioterapii, głównie ze względu na właściwości fizyczne samych protonów, jak również ze względu na rozkład dawki protonowej w tkankach. Zapewnia precyzję dostarczania dawki promieniowania do nowotworu, mniejsze prawdopodobieństwo uszkodzenia zdrowych sąsiadujących tkanek mózgu, mniejsze ryzyko powikłań i większe prawdopodobieństwo szybkiego powrotu do zdrowia. To szansa, aby mój Adrianek żył! Wznowa to byłby dla niego zabójca…

 

Lekarze z Czech bardzo szybko zareagowali i byli gotowi rozpocząć terapię już 23 marca 2015 r. Pod jednym warunkiem – w umowie szpital wpisał, że do 20 marca 2015 r. musi być wpłacona część pieniędzy, około 200.000 zł. Kolejne 160.000 zł do 25 marca… Niewykonalne. Nie ma wpłaty, nie ma leczenia. W poniedziałek mogliśmy już tam być, lekarze mówią, że mamy niewiele czasu, bo to podstępny nowotwór, który szybko atakuje. Tylko jak mamy tam być, kiedy leczenie otwierają nam drzwi za kilkaset tysięcy złotych? Próbujemy ze wszystkich sił zebrać pieniądze, żeby za kilka dni móc rozpocząć leczenie, jednak jest to ponad nasze siły.

 

Anginy, zatrucia, złamania…Tak właśnie nazywały się choroby mojego dzieciństwa, Synu. Nie żaden rak, do cholery, nie nowotwór, nie guz… ani atypowe to też nie było. W ogóle te nazwy, kiedyś tak obce, a dziś? Diagnozy padają niczym drugie imię… Pragnę, aby Adik dostał wszystko, co najlepsze i chcę zrekompensować mu cały ból, który przeżywa. Dla niego oddam i zrobię wszystko! Ale wiem, że sama nie dam rady… Pozostała mi wielka nadzieja, że ktoś mnie usłyszy i nie pozwoli zabrać mi mojego dziecka na zawsze…

Artykuł źródłowy : Siepomaga.pl

O autorze

Polacy w Irlandii Północnej | Wydarzenia, Katalog Firm, Ogłoszenia, Informacje

Powiązane artykuły

Komentarze